-No co ty! - Zaśmiała się Sasi. Spojrzałem do tyłu. Dobermana okładała ta kobieta, więc udało nam się uciec. Już wolnym krokiem poszliśmy do pensjonatu. -Idziemy nator przeszkód? - zaproponowała kotka. -Jasne. Gdy weszliśmy do pokoju, w którym zaczynał się tor, nikogo nie ujrzaliśmy. Było pusto. Zaczęliśmy od przejścia labiryntu w rurach.
To wyglądało tak, że wbiegaliśmy przez okno. Zaraz przy oknie stała jakaś kobieta z ciastem. Wywróciliśmy ją, a ciasto poleciało do góry, na szczęście kobieta je złapała. Kolejny przez okno wbiegł doberman, który również wywrócił kobietę, która właśnie wstała. Ciasto poleciało znów do góry, ale tym razem spadło na głowę tej pani. -Wynocha mi stąd, już paszoł won! - krzyczała zdenerwowana i zaczęła nas gonić.
Uśmiechnąłem się promiennie i pomogłem zejść mojej partnerce z drapaka.
-Idziemy na plac zabaw? - zapytałem.
-Dobrze to chodźmy.
Poszliśmy na plac zabaw, gdzie bawiliśmy się do po południa. Śmialiśmy się i rozmawialiśmy.